środa, 22 października 2008

Zambijskie rozkosze podniebienia

Jako, że doszły do mnie głosy zaciekawiania dotyczące zambijskiej cuisine postaram się, aby życzeniom szczegółowego opisu jadłospisu stało się zadość:)

Przede wszystkim jedzenie jest pyszne i różnorodne. Nie sprawdziły się moje nadzieje na utratę wagi spowodowaną spożywaniem raz dziennie miski manioku czy ryżu. Ludzie w mieście nie wyglądają na niedożywionych, co sprawiło mi wielką ulgę, ponieważ obawiałam się uczucia frustracji będącej efektem oglądania na co dzień wygłodzonych dzieci, którym nie da się pomóc. Oczywiście piszę teraz o sytuacji w Lusace – myślę, że na prowincji jest z tym gorzej, ponieważ Zambia jest bardzo biednym krajem, w którym połowa mieszkańców żyje za poniżej 1 dolara dziennie. W Garden School, w której dyrektorką jest Siostra Agnes prowadzony jest Food Program, czyli dożywianie dzieci. Mniej więcej w południe z klas wybiega z wielkim krzykiem mnóstwo małych uczniów z miskami w rączkach i ustawia się w kolejce po posiłek. Czasami jest to ich jedyny posiłek dziennie. Te dzieci mają zapewnione wyżywienie dzięki Adopcji na Odległość:

www.adopcja.salezjanie.pl

Jednak natura dba o mieszkańców Zambii – wszędzie rośnie dużo drzew awokado, których owoce są bardzo pożywne i nazywane popularnie „masłem biedaków”. Mamy przed domem takie drzewo, dlatego też awokado stanowi stały element mojej diety. Na drzewie awokadowym rośnie mnóstwo owoców, które są wielkie a nie takie malutkie i nędzne, jakie importuje się do Polski. Awokado można jeść na wiele sposobów – Siostry robią często lody awokadowe, które są pycha!!! Mniam!:)

Przed naszym domem rośnie tez drzewo papajowe – papaja jest podobno najzdrowszym owocem na świecie – tak nam przynajmniej mówili na kursie medycyny tropikalnej.

Postawą kuchni jest tak zwana nshzima. Jest to coś, co się przyrządza z mąki kukurydzianej a wygląda jak bardzo gęsta kasza manna, ma taki sam kolor i również jest bez smaku. Nshzimę je się tak jak u nas ziemniaki – jest elementem drugiego dania. Zambijczycy bardzo często jedzą rękoma – robią z nshimy kulkę i maczają ja w sosie. Obiady wyglądają podobnie do naszych – zawsze jest mięso albo ryba, nshima i warzywa – ale raczej gotowane. Często przyrządza się potrawę z malutkich suszonych rybek, które można kupić na ulicy – leżą w wielkich sterach bezpośrednio na ziemi!

Dzisiaj jadłam zabijski rarytas, czyli katapilos. Są to duże larwy, które się suszy a potem smaży – naprawdę baaardzo smaczne. Rodzajów katapilos jest mnóstwo – te, które jadłam, za życia są zielone i pasożytują na drzewach. Larwy są potrawą luksusową – tak jak u nas krewetki, czy ogólnie owoce morza. Dużo potraw przyrządza się też z orzeszków ziemnych, ponieważ w Zambii uprawia się orzeszki na dużą skalę.

Zambia jest tez producentem piwa - i to bardzo dobrego piwa:) Ale jakoś nie zauważyłam, żeby jak to opisywał Kapuściński, Afrykańczycy od świtu do nocy pili ten trunek. Spożywanie alkoholu w miejscach publicznych jest zabronione i jeszcze ani razu nie widziałam pijanego człowieka.

Ani razu tez nie jadłam zupy – chyba czegoś takiego tutaj nie ma.

Kolacje wyglądają jak obiad tylko są obfitsze – zawsze jest dużo gotowanych potraw. Raczej nikt nie je kanapek tak jak my w Polsce. Aha, Siostry pieką same chleb!

Siostra Maria robi też kiszoną kapustę i kiszone ogórki, którymi tylko my się zachwycamy. Miejscowi jakoś nie podzielają naszego entuzjazmu w tym zakresie. W sklepie można kupić zsiadłe mleko, które w połązceniu z ogórkami kiszonymi i kapustą sprawia, że moje polskie tęsknoty kulinarne są w zupełności zaspokojone:)






8 komentarzy:

carola pisze...

hej Beata!!! dopiero wpadłam na Twojego bloga ... a to dzięki Konradowi - on ma wszystko u siebie;) hihihih - na szczęście! bo u nas o internet slabo wiec jak tylko jestem to wrzucam na bloga to co u nas - w Togo... wiem, ze nie na temat kuchni pisze - przepraszam wszystkich zainteresowanych tym tematem - chcialam tylko Cię uściskac najmocniej z zachodniej Afryki i zyczyc powodzenia!!! karola

Unknown pisze...

Brzmi to wszystko bardzo smakowicie (ogromne awokado wzbudziły mój niekłamany entuzjazm) jednak przy larwach moje zainteresowanie egzotyczną kulturą i jej kulinariami gwałtownie wyhamowało :)
Zdaję sobie jednak sprawę,iż jest to przysmak do obowiązkowego zaliczenia przez każdego podróznika po krajach egzotycznych toteż zajadaj Bećko to dzikie białko i o żadnej diecie nie myśl. W końcu w Polsce wielkie tłuste larwy nie leżą pod każdym kamieniem.
Ściskam

Mamcia pisze...

Kochanie, jak pięknie wyglądasz z tym avocado!! widac służą Ci te smkołyki z miseczki. A ja wcinam pychotka naleśniki z dżemem ze śliwek robionych przez Cicie Elę. Smacznego!!

tomwj55 pisze...

Cz.Beatko! jestem Jurek z Białogardu.bardzo mi się podobają Twoje opisy z życia w Zambii i w Twojej Misji.Piszesz dowcipnie i na luzie i chociaż sam bardzo lubie gotowac,to jednak larwy mnie raczej nie interesują(ha,ha).Pozdrawiam serdecznie(na zdjęciu jestes bardzo podobna do swojej mamy)i pa!

asiaj pisze...

mniam!! oczywiście chodzi mi o awokado. Larwy, no cóż trzeba się przełamać:P Ale nie wyglądają za pięknie...

asia:*

asiaj pisze...

mniam!! oczywiście chodzi mi o awokado. Larwy, no cóż trzeba się przełamać:P Ale nie wyglądają za pięknie...

asia:*

asiaj pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Dagmara Fafińska pisze...

Ciekawy artykuł. Pozdrawiam