wtorek, 23 września 2008

Cel misji - edukacja!




W Lusace jest mnóstwo kościołów przeróżnych wyznań i mnóstwo zakonów – w jednym z nich, Zgromadzeniu Sióstr Salezjanek, mieszkam. Salezjanie i Salezjanki zajmują się ogólnie rzecz biorąc dziećmi i młodzieżą, głównie na polu edukacji. W naszej wspólnocie, która nazywa się „Thorn Park” jest prowadzona szkoła dla młodzieży. Właściwie nie jest to prawdziwa szkoła tylko rodzaj 6 miesięcznych kursów komputerowych, przygotowujących do zdania egzaminów ICDL. Mamy dwie sale: jedną komputerową i drugą do zajęć teoretycznych. Uczniów jest 28 i są to naprawdę bardzo fajowi, mądrzy młodzi ludzie. Oprócz nauki programów mają też zajęcia z komunikacji, reklamy, praw człowieka itd. Poziom jest bardzo wysoki, co przyznaję za wstydem, bardzo mnie zdumiało. Myślałam, że zapiszę się złotymi zgłoskami w historii prowadzenia pracy u podstaw i niczym Siłaczka tudzież Doktor Judym będę wytrwale nieść w afrykańskich ciemnościach upragniony kaganek oświaty, a tu tymczasem nic z tego. Oświata płonie wielkim ogniskiem i jedynie nędzne drzazgi mogę ze swojej strony dorzucić. To trochę zmienia perspektywę i właściwie oznacza, ze to ja się przy okazji więcej nauczę niż odwrotnie.

Zajęcia trwają od 8:00 do 13:00. Uczniowie podzieleni są na dwie grupy. Jedna grupa ma zajęcia w sali komputerowej, a druga w tym czasie zajęcia teoretyczne. Zazwyczaj po południu obie grupy mają zajęcia „humanistyczne”, które właśnie ja ostatnio prowadziłam. Na pierwszy ogień poszła komunikacja międzykulturowa. Najlepsze, jest to ze nigdy bym nie przypuszczała, ze przyda mi się w praktyce kulturoznawcze wykształcenie! A tu proszę, musiałam sobie odświeżyć kody kulturowe, teorie kultury, wymiary kultur według Hofstede, Gestelanda etc. Okropnie to było dla mnie stresujące, ponieważ gadanie przez 1,5 h w nie swoim języku nie jest takie znowu przyjemne. Poza tym Zambijczycy maja specyficzny akcent, więc ciężko mi czasami zrozumieć, co do mnie mówią, a przy prowadzeniu zajęć utrudnia to nieco sprawę. Jednak młodzież jest bardzo komunikatywna i chętnie się wypowiada, za co jestem im dozgonnie wdzięczna. Teraz dopiero rozumiem koszmar nauczyciela w postaci ziewających, znudzonych i niereagujących uczniów. Tak więc, doświadczona po części owym koszmarem, błagam wszystkich moich byłych nauczycieli o wybaczenie takiego karygodnego zachowania z mojej strony, a niestety miało ono miejsce dosyć często:(

Moi uczniowie na prośbę o podanie przykładów stereotypów powiedzieli, że myśleli, że wszystkie Europejki mają „english figure” (czyli płaską jak deska:)) a ja nie mam, wiec to na pewno jest stereotyp! Bardzo to było zabawne, ale właściwie nie wiem czy powinnam się z tego przykładu cieszyć, bo wskazuje on na pewien nadmiar. Był plan, żeby ten nadmiar zlikwidować uprawiając jogging we wschodzącym słońcu na ulicach Lusaki, ale niestety szybko upadł, jak również podobny plan skakania na skakance, którą przywlokłam tu z Ojczyzny. Jednak pocieszam się tym, że brak zapału we wspomnianej dziedzinie jest jedynie wynikiem szoku kulturowego, który najprawdopodobniej przechodzę. Bo gdyby nie szok to przecież nie byłoby powodu żeby odmawiać sobie przyjemności biegania w pyle, po wybojach o 6 rano, wśród zdumionych spojrzeń autochtonów, którzy na widok zasapanej i spoconej muzungu w sportowym outficie na pewno pukają się z politowaniem w czoło;)

3 komentarze:

Monika Stawska pisze...

Beata, fajnie przeczytać, że zaczynasz świetnie funkcjonować w zambijskiej rzeczywistości!
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wytrwałości i radości z codzienności!
P.S. Gdybyś się zastanawiała, skąd Cię znam - to z lipca w Sucharach:)

Unknown pisze...

kurcze,te wszystkie foux pas i szoki kulturowe to dopiero stres ,szczegolnie dla mlodej Europejki o wysokim wspolczynniku poczucia misji :),w ktorej,jak rozumiem,zrealizowac sie nie moze chocby nawet bardzo chciala ;)

Buziaki Becku,nie trac ducha!

Unknown pisze...

Pięknie, wspaniale, że są Tacy Ludzie jak Pani. Podziwiam i życzę siły i miłości!