czwartek, 27 listopada 2008

Mars kontra Wenus

Pewnego dnia w przerwie lekcyjnej podeszła do mnie nieśmiało grupa naszych studentek chichocząc i coś mamrocząc pod nosem. Jako, że nic nie mogłam z tego zrozumieć, a widać było, że coś ode mnie chcą zapytałam wprost, o co chodzi. Odważniejsza nastolatka wypchnięta do przodu przez resztę odezwała się w te słowa:

- A ile kosztujesz w swoim kraju?

Nawet mi się miło zrobiło, że ktoś myśli ze coś kosztuję:), ale nie do końca zrozumiałam o jaki koszt się rozchodzi. W Zambii raczej nie wiedzą, że handel żywym towarem kwitnie w Europie zwłaszcza w kierunku ze Wschodu na Zachód. Poza tym nie mam pojęcia, jaka mogłaby być stawka na czarnym rynku za niemiejącą gotować, nie pierwszej młodości kobietę bez zawodu;) wiec pytam znowu, o co dokładnie chodzi.

Jak się okazało chodziło o to ile trzeba zapłacić za poślubienie mnie! Ze wstydem musiałam przyznać, że nic. Tu nastąpiło zdumione kiwanie głowami i wzdychanie, że w moim kraju jest w takim razie raj na ziemi, bo mamy prawo do miłości! Nigdy jakoś nie zauważyłam ani nie doceniłam tego prawa a rzeczywiście ono u nas istnieje w przeciwieństwie do mojego obecnego miejsca zamieszkania. W Zambii bowiem panuje obowiązek zapłaty tak zwanego lobola za żonę. Opłatę składa przyszły mąż na ręce rodziny narzeczonej. Na wsi płaci się w krowach, ale w większości przypadków mile widziana jest gotówka. Nie ma jednej ustalonej kwoty, minimum to ok. milion kwacha, czyli 250 dolarów - nie są to małe pieniądze zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że Zambia jest jednym z najbiedniejszych krajów świata. Dlatego też „prawo do miłości” jest często łamane. Ludzie się kochają i chcą się pobrać, ale nie mogą, bo chłopaka nie stać na opłatę. Poza tym rodziców trzeba zawsze zapytać o zgodę – bez zgody nie ma co marzyć o ślubie. Dziewczyna do dnia zamążpójścia mieszka z rodzicami - nie ma takiej możliwości, żeby mieszkała sama. Moje studentki nie mogły się nadziwić, kiedy powiedziałam, ze od 10 lat nie mieszkam w domu. Tu jest zupełnie nie do pomyślenia, żeby wynająć samemu albo nawet z kimś mieszkanie. Kobieta, która mieszka sama od razu jest posądzona o prostytucję i jej reputacja jest zniszczona do końca życia. Stanowi to duży problem dla osób, które muszą się przeprowadzić ze względu na pracę lub studia. Wtedy jedynym wyjściem jest mieszkanie z krewnymi. Jeśli akurat w danym miesicie krewnych nie ma to przeprowadzka nie wchodzi w grę.

Poza tym kobieta musi oczywiście prowadzić dom. Mężczyzna nie dzieli domowych obowiązków, ponieważ jest to uznawane za dyshonor. Nigdy tez nie widziałam mężczyzny trzymającego na rękach małe dziecko. To kobiety noszą dzieci w chustach na plecach i jest to absolutnie cudny widok. Takie dziecko w ogóle nie płacze tylko sobie cichutko siedzi, śpi albo patrzy. Podobno dzieci są tu takie spokojne, ponieważ mają non stop kontakt z ciałem matki i słyszą bicie jej serca. Nasze europejskie biedne dzieci w wózkach i łóżeczkach nie maja takiego bezpiecznego życia blisko mamy, dlatego często mamy okazję słyszeć ich niemiłosierne wrzaski.

Wracając do męsko–damskich relacji: dużym problemem z Zambii jest tak zwane „sexual cleansing” - jest to tradycyjne prawo dotyczące wdów, które mówi o tym, że każdy mężczyzna z rodziny zmarłego męża może mieć stosunki seksualne z wdową bez pytania jej o zgodę. Również wdowiec „oczyszcza się” przez współżycie z kobietami z rodziny zmarłej żony. Z powodu wzrastającej liczby przypadków molestowania seksualnego dotyczącego zwłaszcza dzieci (w Afryce panuje jeszcze przekonanie, że współżycie z dziewicą leczy AIDS, stąd gwałty dzieci) w 2005 poczyniono zapis w kodeksie karnym zabraniający tych praktyk i zaostrzający kary. Jednak zapis w kodeksie oczywiście nie rozwiązał problemu. Wdowy pozbawiane są również regularnie majątku – rodzina zmarłego męża przejmuje cały majątek pozostawiając kobietę bez środków do życia. Jest to również tradycyjna praktyka nierespektująca praw zapisanych w kodeksie cywilnym. Przemoc domowa, molestowanie seksualne i ograbianie z majątku są polami, na których pracuje najwięcej organizacji pozarządowych w Zambii.

Kiedyś istniał również zwyczaj grzebania żywcem nowo narodzonych dzieci - jeśli kobieta zmarła przy porodzie, żywego noworodka zakopywano razem z nią do grobu ponieważ uważano, że to dziecko jest przyczyną zgonu matki a więc nie zasługuje na życie. Ta makabryczna praktyka dała początek wielkiemu sierocińcowi położonemu na przedmieściach Lusaki, który był założony w 1926 roku. Pewnego razu pewien misjonarz przechodził obok cmentarza, zobaczył pogrzeb matki+dziecka i wyciągnął to prawie zakopane dziecko z grobu; a że nie wiedział, co z nim dalej zrobić wręczył je siostrom zakonnym, które się nim zaopiekowały i założyły sierociniec. Od 1928 roku ten wielki sierociniec, w którym przebywa obecnie 250 dzieci prowadzą polskie siostry Służebniczki NMP Niepokalanie Poczętej.


środa, 5 listopada 2008

Jutrzenka swobody + Marek Belka

Przedwczoraj ujrzałam na własne oczy jutrzenkę swobody – widok był to zaiste niezwykły i warty zobaczenia. Jutrzenka przybrała bowiem postać nietypową.

Siedzę sobie mianowicie przy stole a nagle wpada do pokoju siostra Stella z gazetą w ręce i powtarza zaaferowana: Dupa! Dupa! Dupa!

Nie wiedziałam czy słyszę polską mowę czy może przez przypadek jest to tak samo jak nasz brzmiący wyraz w języku np. bebmba oznaczający jednak coś innego.

Siostra pokazuje mi gazetę i oczom mym ukazuje się nic innego tylko rzeczywiście – przepraszam za kolokwializm - dupa! I to nie polska dupa blada, ale jak najbardziej zambijska – czyli czarna. W gazecie na pierwszej stronie widnieje pani bez majtek – podpis głosi, ze to na znak protestu przeciwko wynikom wyborów!!! Czyli pomimo nieprzeciętnej bierności coś się jednak obudziło się zabijskim społeczeństwie - zajaśniała jutrzenka swobody w oryginalnej, trzeba przyznać, formie!;)

Jednak moja radość z powodu obywatelskiej postawy była mniejsza niż szok spowodowany usłyszeniem celnego nazwania rzeczy po imieniu przez siostrę zakonną. Okazało się, że siostra Maria wyjaśniła wcześniej siostrze Stelli, że mamy o to do czynienia z podobieństwem kulturowym, bo również w naszym kraju kiedy chcemy pokazać z lekceważeniem, że mamy coś gdzieś, wskazujemy na tylnią część ciała. Oczywiście jak to bywa z niezbyt cenzuralnymi słowami szybko zapadają w pamięć - wszystkie siostry nauczyły się błyskawicznie polskiego słówka i używają go teraz z upodobaniem przy różnych okazjach:)

Dupa była jednak preludium do dalszych jutrzenkowych zmian – podczas wiadomości ogłoszono, że Sata – główny przegrany wyborów - zakwestionował w Sądzie Najwyższym wyniki i jutro nastąpi weryfikacja głosów!!!!

W tym samym dzienniku (a trzeba wspomnieć, że telewizja jest całkowicie kontrolowana przez rząd) rozwodzono się również nad sprawą jedynego protestu – czyli braku majtek na zambijskiej obywatelce. W TV wypowiadał się nawet jakiś biskup nie wiadomo jakiego kościoła, że chodzenie bez majtek to straszna sprawa i grzech nawet! Politycy zapowiedzieli, że przyjrzą się tej formie protestu z bliska, ale moim zdaniem to dopiero byłoby niemoralne;) Jednym słowem zrobiła się awantura nie lada.

Na marginesie: telewizja publiczna jest tak fatalna, że oglądanie jej jest usprawiedliwione jedynie w Wielkim Poście w ramach pokuty. Wczoraj rozprawiali o tym, jakie to szczęście, że dzięki Opatrzności Banda zaszczycił Zambię swoja prezydenturą! W ramach udowodnienia tej tezy pokazali np. jakiegoś człowieka bez nóg, który się wypowiadał, jakie ma straszne życie, ale teraz jak jest Banda to będzie miał lepsze! Nie wiem jak prezydent Banda ma pozytywnie wpłynąć na problem braku nóg, ale z drugiej strony cuda się zdarzają, wiec nic nigdy nie wiadomo. Pokazali też slumsy i rodziny wielodzietne, które mieszkają w jednej izbie – i znowu ta sama śpiewka – że teraz to będzie super! I tak powtarzali kilka razy to samo tylko z inną konfiguracją nieszczęść. Jak widać manipulacja jest tak bezpośrednia i prymitywna, że średnio rozgarnięty człowiek jest w stanie zorientować się o co chodzi, wiec nie wiem czy rząd myśli, że społeczeństwo składa się z samych przygłupów czy rzeczywiście wierzy w te bzdury.

Przy okazji jutrzejszej weryfikacji głosów przypomniała mi się Pomarańczowa Rewolucja na Ukrainie. To były czasy - prawdziwe protesty, strajki, okupacja Majdanu a nie jakaś jedna kobiecina bez jednej części garderoby! No ale jak głosi przysłowie: lepszy rydz niż nic czyli w tym wypadku dla dobra demokracji lepsza jedna baba bez majtek niż cała reszta w majtkach!

Skandalizujące zdjęcie umieściła jedyna niezależna w Zambii gazeta „The Post”. Gazetę wydaje prywatny wydawca, który nie ma z tego powodu łatwego życia, ale się nie poddaje i chwała mu za to!

Wczoraj z wielka uwagą przeglądałam „The Post” w poszukiwaniu kolejnego wcielenia jutrzenki, ale zamiast niej zobaczyłam swojsko brzmiące nazwisko: Marek Belka! Z niedowierzaniem zaczęłam się dokładniej przyglądać się pisowni tropiąc jakąś pomyłkę, ale nie: rzeczywiście napisane - Marek Belka! Okazuje się, że Marek Belka napisał artykuł o kryzysie ekonomicznym w Europie Wschodniej (zawsze myślałam, że jednak należymy do Europu Środkowej) i tenże artykuł opublikowała zambijska gazeta! Z noty o autorze dowiedziałam się nawet, że Marek Belka jest „Director of the European Departament of the International Monetarny Fund” o czym nie miałam pojęcia.

Ciekawe, czy Marek Belka jest tak zdesperowany żeby publikować, że wysyła swoje dzieła aż do Afryki Subsaharyjskiej gdzie absolutnie nikogo nie interesują kryzysy w Europie Wschodniej, czy to „The Post” zamawia artykuły u tak zwanych ekspertów, żeby podążać za globalnym duchem czasów. Ta kwestia pozostanie jednak na zawsze zagadką:)

poniedziałek, 3 listopada 2008

Impas społeczeństwa obywatelskiego

30 października mieliśmy w Zambii wybory prezydenckie. Doszło do tego w taki sposób:

19 sierpnia zmarł we Francji ówczesny prezydent Zambii Levy Mwanawasa po 2 latach sprawowania urzędu. Zgodnie z konstytucją, obowiązki prezydenckie przejął wiceprezydent Rupiah Banda. Co ciekawe informację o śmierci prezydenta rząd podał do wiadomości zambijskiemu społeczeństwu miesiąc później – w tym czasie ekipa rządząca podnosiła sobie pensje i kradła to i owo.

Zambia jest niby społeczeństwem obywatelskim, gdzie obowiązującym ustrojem jest demokracja, a prawa człowieka i prawa obywatelskie zagwarantowane są w konstytucji, którą nota bene przeczytałam – jest beznadziejna i ma 66 stron! Konstytucją manipulował swego czasu umiejętnie wcześniejszy prezydent Frederik Chiluba, żeby wyeliminować najgroźniejszych rywali do prezydenckiego stołka – umieścił w niej np. artykuł, który mówi o tym, że prezydentem może być jedynie osoba, której rodzice są Zambijczykami. To uniemożliwiło kandydowanie w 1996 Kenethowi Kaundzie, który był prezydentem Zambii w latach 1964 – 1991, ponieważ jego rodzice pochodzili z Malawi. Oczywiście później wyszło na jaw, że Chiluba też nie jest czystej krwi Zabijczykiem, ale jako że za krytykowanie prezydenta można iść do więzienia wszyscy siedzieli cicho.

Wracając do wyborów z przed czterech dni najbardziej oburzającą kwestią jest to, że prawo głosu miały tylko osoby, które zarejestrowały się 2 lata temu i mogły one głosować tylko w miejscach, w których głosowały 2 lata temu. Czyli jak ktoś zmienił miejsce zamieszkania to musiał wracać np. 2000 km, żeby moc zagłosować. Zambia jest bardzo młodym społeczeństwem i w ciągu dwóch lat tysiące ludzi skończyło 18 lat, ale oni tez byli pozbawieni prawa głosu. Zgodnie z oficjalnymi informacjami 2 lata temu głosowało 2,5 miliona ludzi. W ciągu tych 2 lat duża część zarejestrowanych osób zmarła na AIDS albo inne choroby, kolejna grupa przeprowadziła się i ze względu na bardzo wysokie koszty transportu nie mogła wrócić do poprzednich okręgów, żeby głosować. Frekwencja sprzed czterech dni to jakieś 40 kilka %. Wiec na oko głosowało coś powyżej miliona ludzi - a w Zambii mieszka 11 milionów mieszkańców!!!! Oczywiście niby wszyscy się oburzali takim rozporządzeniem, które jest absolutnie antydemokratyczne i na dodatek gwałci konstytucję, która gwarantuje powszechna prawo do glosowania wszystkim powyżej 18 roku życia, ale społeczeństwo zambijskie jest wyjątkowo bierne, wiec nie było nawet poważnych protestów.

Do wyborów zgłosiło się 4 kandydatów:

- Rupia Banda, któremu trafiło się jak ślepej kurze ziarno, to że przez przypadek mógł sprawować urząd prezydenta przez 2 miesiące do czasu wyborów. Banda ma 71 lat, należy do rządzącej od 1991 roku partii MMD (Movement for Multiparty Democracy) jest skorumpowanym aparatczykiem, który robi interesy z Chinami w sposób, który niszczy gospodarkę, ponieważ wszystko wysprzedaje za bezcen. Banda po śmierci poprzedniego prezydenta zaproponował łaskawie, że właściwie może nie być wyborów, bo to droga impreza i żeby zredukować koszty on gotów jest się poświęcić i zostać prezydentem bez wyborów!!!!:) Na szczęście ten brawurowy pomysł szybko upadł.

- Michael Sata - przywódca opozycyjnej partii PR (Patriotic Front). Kandydował już dwa razy w poprzednich wyborach w 1996 i 2001 roku i zawsze przegrywał o jakieś śmieszne procenty. Sata tez ma 71 lat, jest przeciwko chińskim inwestycjom i jest oczywiście jak wszyscy tutaj niepoprawnym populistą, który obiecuje gruszki na wierzbie w postaci zbudowania w każdej prowincji uniwersytetu (prowincji jest 9 a uniwersytet na razie jeden) i przeobrażenia Zambii w krainę mlekiem i miodem płynącą w 90 dni, ale przynajmniej ma swoje zdanie, za które od lat jest szykanowany przez rząd.

- kolejnym kandydatem jest Hakainde Hichilema, który ze względu na młody wiek – 46 lat – nie ma zupełnie żadnych szans – wiadomo, w Afryce młody = głupi i niedoświadczony. Hichilema zwany popularnie HH jest biznesmenem bez zaplecza politycznego, ale wytrwale kandyduje od już po raz drugi.

- Godfrey Miranda – wyjątkowo tajemnicza postać, ponieważ nie prowadził żadnej kampanii wyborczej i nawet nie wiem jak on wygląda i kim jest! Nawet w dzienniku jak pokazywali kandydatów to o nim nic nie wspominali – nigdy tez nie widziałam ani jednego plakatu wyborczego z jego nazwiskiem, wiec prawdopodobnie to jakaś marionetka upchana na siłę, żeby wyglądało, że w Zambii jest demokracja, bo każdy może kandydować.

Oczywiście rządząca partia z Bandą na czele za nic nie chce oddać władzy, wiec wpadła na pomysł, że na wszelki wypadek dodrukuje sobie trochę kart do głosowania gdyby się okazało, że przypadkiem przegrywa. Jak pomyśleli tak też zrobili i nagle w obiegu znalazło się 600 000 dodatkowych kart, z oczywiście skreślonym już nazwiskiem Bandy! Biorąc pod uwagę fakt, że głosujących było niewielu liczba to ogromna.

Poza tym nie ma konkretnych regulacji na temat finansowania kampanii, wiec Banda wykupił prawie wszystkie bilboardy, czas antenowy etc za pieniądze jak mniemam wzięte z budżetu państwa albo z łapówek od Chińczyków, a najprawdopodobniej z jednego i drugiego źródła.

Wybory sprzed dwóch lat tez były sfałszowane i wszyscy o tym dobrze wiedzą i mówią. Ale o dziwo nawet jak tym razem wydało się, że „ktoś” dodrukował karty do glosowania, to wcale nie było wielkiego skandalu. Ludzie trochę ponarzekali i tyle.

Wiec 4 dni temu mieliśmy wybory. Wszyscy ludzie szaleli na ulicach i wznosili okrzyki na cześć Saty – w gazetach prognozy, że Sata wygra etc. A tu wczoraj zasiadam przed telewizorem i co widzę… uroczystość zaprzysiężenia Bandy na prezydenta!!!!!! Myślałam, że zemdleję z wrażenia. W ciągu 3 dni policzyli glosy! - ostatnio zajęło im to miesiąc!!!! Okazuje się, że Banda miał przewagę 36 000 głosów nad Satą, co jest oczywiście jakimś żartem. 36 000 można spreparować w bardzo krótkim czasie. A wiec mamy nowego prezydenta – w Lusace cicho jak makiem zasiał, żadnych protestów – zupełnie nic!

Wszystko wskazuje na to, że partia MMD będzie rządziła z Zambii do końca świata, a obywatele będą tkwić w letargu, z którego nie są ich w stanie wyrwac ani informacje o dodrukowywaniu kart do głosowania, ani kiepska sytuacja ekonomiczna, ani elementarne poczucie niesprawiedliwości:(